Kobieta na ścieżce sprzedaży

Sprzedaż na szpilkach

Czasy się zmieniły. Kobiety zajmują znaczące miejsce w świecie biznesu, szczególnie w sprzedaży. Statystyki LinkedIn pokazują, że kobiety stanowią 41% aktywnych zawodowo osób i dane te wciąż rosną. Firmy wiedzą, że zatrudnianie przedstawicielek płci pięknej ma szczególne znaczenie w osiąganiu sukcesu, ponieważ dostarczają nowych perspektyw w sprzedaży. Czy jednak same kobiety zdają sobie z tego sprawę? Czym jest dla nich sprzedaż i jak czują się w roli businesswoman?

Pracuję w handlu od zawsze. Jednak jeden moment kariery pamiętam szczególnie…

POLECAMY

Kilka lat temu zadzwonił do mnie Big Boss z Wielkiej Korporacji. Propozycja była tak abstrakcyjnie boska, że od razu się zgodziłam. Nowiuteńka fura, pachnące biuro, komórka i pensja z pięciocyfrową premią – czyż nie piękna perspektywa? Czułam się jak gigant sprzedaży! Wyobrażasz to sobie?

Jednak...

Pierwsze dni pracy były dziwne. Wkoło sami faceci! Koledzy niechętnie mi pomagali, w korporacji każdy jest przecież zajęty! Więc uczyłam się sama. A może nie potrafiłam poprosić o pomoc? Szef mnie wspierał duchem i dobrym słowem, jakoś mocno we mnie wierzył. Po dwóch tygodniach zaprosił mnie na rozmowę i... dostałam swój target. 

Zatkało mnie kompletnie – przecież ja nie znałam nic! Ani produktu, ani klientów, nawet do systemu nie byłam podłączona. Uważałam, że to za szybko, że niesprawiedliwe, że ja się zbłaźnię, ośmieszę przed klientami itp. On tylko uśmiechnął się pobłażliwie i powiedział, że przecież zatrudnił mnie po to, abym sprzedawała.

Ryczałam całą noc, byłam przerażona. „Co ja najlepszego zrobiłam…? Zachciało mi się wielkiego świata, a mogłam wieść spokojne życie i odcinać kupony w poprzedniej pracy”, myślałam z wyrzutem.

Na drugi dzień rano pojechałam do biura, zaplanowałam podróż służbową i zaczęła się moja przygoda. Dalej niewiele wiedziałam o tym, co sprzedaję i po co. Uczyłam się od klientów! Po prostu byłam dla nich, słuchałam, robiłam, co mogłam. Szybko zjednałam ich serca swoją autentycznością i zaangażowaniem.

I wiesz co? Nie dość, że zrobiłam przysłowiowy target, to nawet go przekroczyłam! Od tej pory moje wątpliwości zniknęły. Dostawałam coraz to bardziej zaawansowane projekty. Szkoliłam się i realizowałam. Czułam, że jestem wielka. Podróżowałam po Polsce i świecie. Auto i samolot to był mój drugi, a raczej pierwszy dom. W swoim mieszkaniu byłam gościem. Pakowanie walizek miałam opanowane do perfekcji. Jednego dnia potrafiłam być w trzech krajach. Kochałam wielokulturowe towarzystwo korporacyjne. Czułam się bogata w nowe relacje i umiejętności. Moje doświadczenie rosło z roku na rok. Byłam kilkakrotnie nominowana do handlowca roku w Europie! Świat był u moich stop, a ja wprost uwielbiałam swoją pracę.

Nawet w ciąży pracowałam na pełnej petardzie. Czułam się świetnie. Klienci żartowali, że na porodówkę pojadę z komputerem, ustawię dostępność na „zaraz wracam” i faktycznie tak się stanie. Ja też mocno w to wierzyłam.

Urodził się Eryk. No i świat przewrócił się do góry nogami! Moja aktywność i wszędobylstwo zmieniły się w spacery po lesie, kołysanki, milion pieluch, obiadki, dom. Myślałam, że zwariuję!

Z nudów nie, bo trudno nudzić się z małym brzdącem, który potrzebuje cię non stop. Ale ta monotonia mnie dobijała! Myślałam, że po miesiącu ogarnę się i wskoczę choć na chwilę do kompa, zerknę, co się dzieje w moich targetach. Jednak ledwo ogarniałam sprawy codzienne...

Tak bardzo chciałam odzyskać moje dawne życie. Brakowało mi ludzi, klientów, podróży, gwaru lotniska, widoków, słodyczy włoskiego cappuccino… 

Postanowiłam więc. Wbrew konwenansom społecznym tupnęłam nogą. Wracam do pracy. Zrezygnowałam z urlopu macierzyńskiego i po pięciu miesiącach wróciłam na pełne obroty. To dopiero była jazda! Ustawiczny brak snu, kawa niemal dożylnie, totalny odjazd. Stałam się mistrzem logistyki, dokładnie planowałam każdy szczegół – kto zostanie z dzieckiem, kto wyprowadzi psa, kto zrobi zakupy, jak mnie nie będzie. Wszystko!

Zmęczenie jakoś ogrywałam kawą, żyłam od poniedziałku do piątku, w weekend ładowałam akumulator. Miałam wsparcie partnera, stać mnie było na gosposię, nianię. Czułam się jak rasowa businesswoman z kolorowej gazety, tylko wewnętrznie lekko nieprzytomna. 

Gdyby nie ten wieczór... Gdzieś w świecie, kiedy biegłam na wykwintną kolację w kolejnym pięciogwiazdkowym hotelu, zadzwonił telefon. Po chwili na ekranie ujrzałam...

Pozostałe 90% treści dostępne jest tylko dla Prenumeratorów

Co zyskasz, kupując prenumeratę?
  • 6 wydań magazynu "Nowa Sprzedaż"
  • Dodatkowe artykuły niepublikowane w formie papierowej
  • Dostęp do wszystkich archiwalnych wydań magazynu oraz dodatków specjalnych
  • Dostęp do czasopisma w wersji online
  • ...i wiele więcej!

Przypisy